12 pytań do:
Dorota Puchlew-Grzelak
Założycielka House of Cotton i IQ Grower
Mistrzyni efektywności, założycielka biznesów o milionowych obrotach, a prywatnie spełniona mama. Z Dorotą Puchlew-Grzelak porozmawiam o tym jak ciągle się rozwijać, przekuć swój najgorszy dzień życia w sukces biznesowy i jak ważna jest innowacja w biznesie. Jeśli chcesz się dowiedzieć czy kariera na rynku kapitałowym lub prowadzenie własnej firmy jest dla Ciebie i ciekawi Cię czym jest błękitny ocean w biznesie, przeczytaj koniecznie!
Zacznijmy od Twoich sukcesów jako studentka. Poznałyśmy się na SGH (Szkoła Główna Handlowa) i od razu razem wygrałyśmy konkurs matematyczny E&Y. Jesteś jedyną osobą, jaką znam, która skończyła trzy kierunki studiów i posiada trzy obronione prace magisterskie. Podpowiedz nam jak to osiągnąć?
Po prostu trzeba pozaliczać egzaminy i napisać trzy prace magisterskie 😊 SGH pozwalało studentom na samodzielny wybór przedmiotów. Można było więc w swój własny sposób wykorzystać pięć lat studiów, nie było wtedy jeszcze prac licencjackich.
Jestem ambitna, też nie słyszałam o osobie, która ukończyłaby trzy kierunki studiów – chciałam być pierwsza. Lubię planować, analizować i strukturyzować, więc napisanie trzech prac dyplomowych nie było wielkim wyzwaniem.
Jedna ścieżka studiów niosła dla mnie za mało różnorodności, wiedzy i możliwości. Chciałam posiadać jak najszersze podstawy teoretyczne. Zdawałam sobie sprawę z wagi praktyki. Chętnie zgłaszałam się na praktyki do firm. Choć w tamtych czasach były one bezpłatne, wykorzystywałam je do nauki i chłonęłam wiedzę. Nasz staż w E&Y, który wygrałyśmy, był jedynymi moimi płatnymi praktykami.
Po sukcesach na studiach, przyszły sukcesy zawodowe. Zainspirowałaś wiele dziewczyn, w tym mnie, do tego, aby zdobyć certyfikat CFA (Chartered Financial Analyst) i rozpocząć karierę na rynku kapitałowym. Jak to osiągnęłaś? W tamtych czasach nie była to oczywista kariera dla kobiety.
Już na trzecim roku wiedziałam, że chcę pracować na rynku kapitałowym. Odbyłam praktyki m.in. w dealing roomie i w biurze maklerskim. Moje zaangażowanie podczas praktyk w biurze maklerskim oraz dalszy rozwój (m.in. certyfikat CFA) zostały docenione i zaproponowano mi pracę na stanowisku analityka akcji. Czułam, że jest to ekscytująca praca pełna wyzwań, w której nie ma powtarzalności. Już wtedy zdawałam sobie sprawę, iż rutynowa prac biurowa od 8 do 16 nie jest dla mnie. Choć początkowo moje wynagrodzenie było nieznaczne, wiedziałam iż dzięki zaangażowaniu i rozwojowi, szybko się to zmieni. Tak też się stało.
Jakie elementy zawodu analityka akcji podobały Ci się najbardziej?
Najbardziej chyba właśnie ten brak rutyny – jestem buntowniczką i dla mnie wolność jest bardzo ważna. Podobało mi się, że mnóstwa rzeczy się uczę, poznaję interesujących ludzi, w tym prezesów i dyrektorów finansowych największych giełdowych firm, czy zarządzających wielomilionowymi funduszami. Imponowało mi, kiedy gazety cytowały lub telewizja emitowała moje wypowiedzi -wypowiedzi dwudziestoparoletniej dziewczyny.
Sama praca była fascynująca i wymagająca intelektualnie. Polegała nie tylko na analizowaniu cyferek (a ja uwielbiam excela), ale też na syntezie wszystkich informacji na temat spółki, rynku, perspektyw, wyczuwaniu ludzi na jej czele i ocenianiu w ten sposób jej szans rozwoju.
Istotnym było dla mnie to, że się rozwijam. Aby stale podnosić kwalifikacje i szlifować warsztat analityka, dwukrotnie zmieniałam pracę. Pierwszy raz, aby móc zajmować się większymi spółkami, a drugi raz by pracować w międzynarodowym biurze z ogromnym zapleczem i doświadczeniem.
Dekadę temu jako analityczki akcji na polskim rynku kapitałowym byłyśmy mniejszością. Czy było to dla Ciebie zauważalne?
Trudno było tego nie zauważyć i początkowo trochę się obawiałam jak odnajdę się w męskim świecie. Ale nigdy nie czułam się dyskryminowana, umniejszana czy traktowana protekcjonalnie. Oczywiście zdarzali się mizogini, ale podejrzewam, że takie jednostki znajdą się w każdym środowisku. W tego typu pracy liczy się Twoja wiedza i intelekt i chociaż wiem, że prawdopodobnie byłam oceniana też pod innymi względami, to nigdy tego nie odczułam. Nawet uważam, że bycie jedną z niewielu kobiet ma pewne zalety 😉
Zawód analityka jest dość wymagający, zarówno w kwestii godzin pracy jak i, w tamtych czasach, wyjazdów. Jaki wpływ miało macierzyństwo na Twoją karierę zawodową?
Macierzyństwo zmienia wszystko, ale najbardziej Twój mindset. Po prostu priorytety się kompletnie reorganizują. Cały blichtr zagranicznych wyjazdów i wypowiedzi dla mediów przestał być dla ważny.
Aby spędzać jakościowy czas ze swoim dzieckiem, przeszłam na część etatu. Nie zmniejszyło to mojej produktywności. Człowiek jest w stanie pracować efektywnie maksymalnie przez 6 godzin i ja to robiłam – tak samo jak wcześniej, kiedy musiałam spędzać w biurze więcej godzin – tylko na swoich warunkach.
Coraz bardziej doskwierała mi też korporacyjność mojej pracy i sztywne zasady, które coraz ciężej było pogodzić z moją naturą wolnościowca. Praca była świetnie płatna, a planowałam poszerzenie rodziny, pracowałam więc dalej…
Mimo sukcesów i rozpoznawalności, Twoja ponad 8-letnia kariera analityka jednak się skończyła. Do dziś pamiętam ten dzień, jak wychodziłaś tego dnia z biura – pracowałyśmy wtedy razem. Podziel się z nami jak znaleźć siłę po takich wydarzeniach?
No właśnie – trzeba było nie narzekać! A tak całkiem poważnie, to był najgorszy okres w moim życiu. Po zwolnieniu okazało się, że jestem w ciąży, więc praktycznie nie mogłam iść do pracy gdzie indziej. ZUS należał mi się tylko w „głodowej” stawce i to tylko do momentu porodu, a na macierzyńskim: nic.
Nigdy wcześniej nie musiałam oszczędzać, zastanawiać się z czego spłacę kredyt na dom … może to przyziemne problemy, ale naprawdę dewastujące, kiedy wiesz, że niewiele możesz zrobić, bo jesteś w ciąży!
W którymś momencie dotarło do mnie jednak, że przecież i tak praca analityka przestała mnie cieszyć. Poczułam, że wolałabym robić coś, co ma jakieś znaczenie, daje ludziom realną wartość. I wtedy przypomniałam sobie mój wcześniejszy pomysł na sklep internetowy – odłożony na półkę na „może kiedyś”. I to „kiedyś” nadeszło! Założyłam firmę i zostałam przedsiębiorcą.
I to jakim! Powiedz nam jak wybrać model biznesowy działalności, aby od razu okazał się sukcesem?
Podstawą udanego biznesu jest znalezienie dotkliwego problemu klienta i zaproponowanie rozwiązania. Kilka lat wcześniej zainteresowałam się szyciem, dość szybko stało się moją pasją. Zdałam sobie sprawę, że brakuje na polskim rynku wysokiej jakości, drukowanych w piękne wzory tkanin bawełnianych. Wtedy dostępne były tylko ponure pasmanterie z wełnami na garnitury i drogimi jedwabiami oraz internetowe sklepy z piękną, ale drogą bawełną sprowadzaną z USA.
Zobaczyłam więc niszę i wykorzystałam szansę. Wracała wtedy moda na szycie, napływała moda na patchworki, samodzielne szycie akcesoriów i ubranek dla dzieci właśnie z bawełny, gdyż jest naturalna i przyjemna w dotyku.
Wtedy znalezienie bawełny produkowanej w Polsce, która nie odstraszała wzorem graniczyło z cudem. Stopniowo znajdowałam coraz więcej ciekawych wzorów, sprowadzałam też tkaniny z Czech, Niemiec, Wielkiej Brytanii i stopniowo zapełniałam swoją niszę.
House of Cotton szybko stał się sukcesem. Zdradź nam proszę jak ten sukces wyglądał od kuchni?
Kiedy zakładałam firmę, praktycznie nie miałam konkurencji w swojej półce cenowej, a zapotrzebowanie na produkt było ogromne. Przez pierwszy rok prowadziłam firmę sama, później zaczęłam zatrudniać współpracowników.
Codzienność sklepu internetowego wymaga prowadzenia fanpage’u na Facebooku, udzielania się w blogosferze, organizowania konkursów itd. – mogą być one alternatywą do wydatków na marketing. Sklep musi się wyróżniać – ja postawiłam na profesjonalne zdjęcia, wyczerpujące opisy, prowadzenie bloga, na którym publikowałam instrukcje szycia z wykorzystaniem materiałów z mojego sklepu. Od samego początku budowałam stałą bazę klientów, m.in. przy wykorzystaniu newsletterów – wtedy nie były one tak powszechne i łatwiej było uzyskać zapis na listę.
Testowałam nowe rozwiązania, wdrażałam świeże pomysły, a miałam ich zawsze więcej, niż czasu na realizację, nie wszystkie też okazywały się sukcesem.
Prowadzenie firmy może być bardzo pochłaniające. Podpowiedz nam jak osiągnąć bilans między życiem zawodowym i prywatnym, jeśli oba prowadzi się w domu?
Nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe 😊 szczególnie jeśli naprawdę lubisz, to co robisz. Wtedy masz poczucie, że przecież jak pracujesz, to prawie tak, jakbyś zajmowała się swoim hobby, a to przecież odpoczynek.
Ale to nieprawda. Po jakimś czasie zaczynasz się zmagać z przemęczeniem, a nawet wypaleniem. Dlatego to ważne, żeby umieć zawsze wykroić czas dla siebie, taki w którym zajmujesz się czymś co lubisz i nie jest to praca! To jest bardzo trudne i nie mogę powiedzieć, że to potrafię.
Najtrudniejszym dla mnie okresem był czas, kiedy moje dzieci były małe, a firma dynamicznie się rozwijała. Wtedy zdecydowałam się na zatrudnienie pierwszego pracownika. Dzięki temu mogłam poświęcić więcej czasu rodzinie, ale też rozwijaniu firmy. Do tamtej chwili pracowałam w swojej firmie, a nie nad swoją firmą. To kluczowe rozróżnienie. Dla wielu początkujących przedsiębiorców, tak jak dla mnie, było to objawieniem.
Czy dwucyfrowe dynamiki sprzedaży zawsze były obecne w House of Cotton? Jakie działania trzeba było podejmować na bieżąco?
Nic nie trwa wiecznie i ja też w pewnym momencie z niemałym zdziwieniem stwierdziłam, że słupki przestały rosnąć. Pojawiła się konkurencja, oferująca te same towary, ale w znacząco niższych cenach. Rachunek ekonomiczny przy tak niskich cenach po prostu się nie spinał – obsługa wysyłki tkanin jest dużo bardziej pracochłonna, niż w przypadku książek czy zabawek. Najbardziej agresywny cenowo konkurent, który w krótkim czasie przejął bardzo dużą część rynku, po pewnym czasie w ogóle wycofał się z segmentu drukowanej bawełny, ale rynek był już popsuty.
Jest taka koncepcja błękitnego i czerwonego oceanu. Czerwony to ten, w którym jest ostra konkurencja powodująca wykrwawianie się firm, a w błękitnym konkurencji nie ma, albo jest jej niewiele. W biznesie chodzi o to, żeby sobie znaleźć swój błękitny ocean. Wiedziałam, iż konkurowanie ceną nie jest skuteczną strategią. Uznałam, że muszę znów się wyróżnić – postawiłam więc na własne wzory i ekologiczność. Nawiązałam współpracę z drukarnią, która drukuje na zamówienie wzór wybrany przez klienta i od razu go do niego wysyła. Wpisuje się to w filozofię #zerowaste, która jest bliska mojemu sercu.
Nie poprzestałaś na jednej firmie. Rozwijasz teraz kolejną, związaną z nauczaniem dzieci i własnymi doświadczeniami. Opowiedz nam o niej.
Pomysł na IQ Grower jest starszy niż pomysł na House of Cotton. Przed laty nie wiedziałam jak się za niego zabrać. Nie było też wtedy takich możliwości technicznych. Teraz, z dużo głębszą wiedzą biznesową zdecydowałam się do niego wrócić. Moim obszarem kompetencji i pasji jest też edukacja i rozwój intelektualny – to tu mogę dać jeszcze większą wartość.
Kiedy moja córka była mała, odkryłam metodę Domana, która służy rozwojowi inteligencji dziecka i wspiera osiąganie naturalnego potencjału. Każde dziecko rodzi się z nieograniczonymi możliwościami, które po prostu zanikają, gdy nie są używane.
Metoda polega na kilku minutach wesołej zabawy z dzieckiem. Żeby do niej jednak doszło, rodzic musi spędzić długie godziny na przygotowywaniu pomocy do tej zabawy. Wtedy to mnie pokonało, przez co z córką wprowadziłam w życie program tylko częściowo. Dlatego teraz stworzyłam platformę, IQ Grower, na której te materiały są dostępne w formie elektronicznej. Każdy rodzic, któremu zależy na rozwoju umysłowym dziecka, może z nich skorzystać.
Patrząc na Twoja karierę, jakie trzy rady dałabyś kobietom, które zastanawiają się nad założeniem własnej firmy?
Po pierwsze to, że własna firma nie jest dla każdego i trzeba mieć tego świadomość. To nie jest tak, że każdy, kto uwielbia piec ciasta i wychodzą mu one doskonale, powinien zakładać własną cukiernię. Cukiernia to nie tylko pieczenie, ale też sprzedaż, marketing, zaopatrzenie, księgowość, pracownicy, klienci, utrzymanie lokalu – masa działań, które nie tylko nie muszą być Twoim obszarem ekspertyzy, ale Ty możesz wręcz nie mieć ochoty się ich uczyć. A poza tym one cię odciągną od tego co kochasz: pieczenia.
Po drugie, nigdy nie przestawaj się uczyć. Jeśli jesteś przedsiębiorcą, musisz trzymać rękę na pulsie: kontrolować trendy, to co robi konkurencja, to czego chcą klienci (oraz to, czego potrzebują, bo często to dwie różne rzeczy), łącznie z tym, jak zmieniają się przepisy branżowe czy księgowe. Przede wszystkim ucz się marketingu i sprzedaży, bo jeśli jesteś przedsiębiorcą, to jesteś marketerem – czy tego chcesz, czy nie. Czytaj książki biznesowe, bierz udział w sensownych kursach i szkoleniach, znajdź mentorów – ludzi, którzy są już tam, gdzie Ty chcesz dotrzeć.
Pamiętaj też, by na każde wydarzenie patrzeć z dystansu. Najgorszy dzień mojego życia, w którym zostałam zwolniona z pracy, teraz uważam za wspaniały nowy początek. Początek, który być może nigdy by się nie wydarzył, gdybym nie została do tego niejako zmuszona.
Podobnie moje kłopoty z konkurencją zaowocowały nowym modelem biznesowym, który nie tylko mnie od niej uniezależnił, ale także zapewnił dużo większą swobodę i kontrolę kosztów, więc per saldo wyszły mi tylko na dobre.
Bardzo Ci dziękuję za tę potężną dawkę inspiracji i kobiecej siły. Życzę wszelkich sukcesów!
A ja dziękuję za zaproszenie. Bardzo przyjemnie było wyruszyć w tę podróż po przeszłości i przypomnieć sobie jaka wtedy byłam i co czułam, dziękuję Ci za nią!