12 pytań do:
Aleksandra Włodarczyk
Założycielka i ambasadorka 30% Club Poland
Ola po pierwsze, zrobiłyśmy to!!! Uruchomiłyśmy 30% Club Poland wraz z całym gronem zaangażowanych osób. Powiedz naszym czytelnikom czym jest 30% Club i dlaczego zdecydowałyśmy się wprowadzić kampanię na polski rynek?
Mam ogromną satysfakcję, że udało się uruchomić 30% Club w Polsce. Pamiętam, że pierwsze luźne rozmowy zaczęłyśmy prowadzić prawie dwa lata temu. To był projekt wymagający dużego zaangażowania i ogromu pracy, ale od początku mocno w niego wierzyłyśmy, dzięki czemu odniosłyśmy sukces. 30% Club to globalna kampania, angażująca wpływowych ludzi na najwyższych stanowiskach w korporacjach do działań promujących różnorodność płci we władzach spółek z całego świata. Wierzymy, że tylko organizacje wspierające prawdziwie inkluzywną kulturę, które włączają kobiety, mogą w pełni wykorzystać swój potencjał, by pozytywnie wpłynąć na swoich pracowników, rynki i społeczności.
30% Club poszerza swój zasięg i jest już obecny w 18 punktach na mapie świata (tzw. Chapters). W każdym regionie lub kraju kampania działa trochę inaczej i dostosowuje się do potrzeb i realiów lokalnego rynku. Jakie są nasze cele w Polsce?
Zanim wyznaczyłyśmy sobie cele, spojrzałyśmy jaki jest nasz punkt startowy i z jakimi problemami boryka się polski rynek. Okazało się, że w 2020 roku udział kobiet we władzach 140 największych analizowanych przez nas spółek giełdowych wyniósł zaledwie 15,5%, a w prawie co czwartej spółce nie zasiadała ani jedna kobieta w zarządzie, ani w radzie nadzorczej. Za główny cel kampanii w Polsce wyznaczyłyśmy osiągnięcie udziału przynajmniej 30% kobiet we władzach (zarząd plus rada nadzorcza) największych giełdowych spółek do 2030 roku. Nasz cel jest długoterminowy, dlatego wyznaczyłyśmy również cel pomocniczy – średnioterminowy. Chcemy sprawić, żeby do 2025 we władzach każdej spółki z indeksu WIG20, mWIG40 i sWIG80 była kobieta oraz żeby średni udział kobiet we władzach do 2025 wyniósł przynajmniej 20%.
Co Cię przyciągnęło do inicjatywy? Czego nauczyłaś się w pracach nad jej uruchomieniem?
Od zawsze miałam w sobie zacięcie aktywistyczne. Szukałam inicjatywy, która połączyłaby ideały, w które wierzę, ze światem w biznesu, w którym działam na co dzień. Podoba mi się biznesowy aspekt kampanii oparty na mierzalnym wpływie różnorodności na efektywność przedsiębiorstw. Wydawało mi się, że taki przekaz może trafić bardzo szeroko. Praca nad uruchomieniem klubu nauczyła mnie, jak namawiać do działań tych, którzy jeszcze nie dostrzegają korzyści z budowania różnorodnego środowiska pracy i jak zarażać swoim entuzjazmem tych jeszcze nieprzekonanych. Na swojej drodze spotkałam wiele nieprzychylnych komentarzy, ale dziś już wiem, że nie należy się nimi przejmować, tylko szukać prawdziwych ambasadorów sprawy i robić swoje. Musiałam też przełamać swój strach przed wystąpieniami publicznymi, których zaczęło się robić coraz więcej.
Miałyśmy też okazję pracować razem przy raporcie „Udział kobiet we władzach a efektywność spółek” i przy jego promocji. Co Cię zaskoczyło w tych działaniach?
Badanie, które przeprowadziłyśmy przywróciło wspomnienia z czasów studenckich: budowania modeli, pisania raportów. Zapomniałam już, jak dużo pracy wymaga napisanie kilku stron dobrego tekstu. To był przyjemny powrót do pracy naukowej, której tryb jest zupełnie odmienny od mojej codziennej pracy. Byłam też zaskoczona jak chętnie temat raportu został podchwycony przez prasę oraz jak rozgrzał dyskusję w naszym środowisku finansowym. To pokazuje, że brakuje takich analiz i temat różnorodności nie został jeszcze dogłębnie przebadany. Coraz więcej zagranicznych instytucji tworzy prace poświęcone tej tematyce, ale w Polsce wciąż brakuje danych. Ze wszystkich działań nad powstaniem raportu to właśnie zebranie danych zajęło nam najwięcej czasu.
Muszę przyznać, iż zazdroszczę Ci tego, że już wiele lat temu odnalazłaś w sobie swój głos. Angażujesz się też w wiele działań prospołecznych. Skąd czerpiesz do tego siłę i czas?
Wydaje mi się, że aktywizm wyniosłam z domu. Nie potrafię siedzieć bezczynnie i mam ogromną potrzebę działania i angażowania się w zmienianie rzeczywistości dookoła mnie. W podstawówce byłam przewodniczącą szkoły, w liceum organizowałam festiwal teatralny. Już w trakcie mojej profesjonalnej kariery zaangażowałam się w projekt Warszawskiego Instytutu Bankowości „Bakcyl”, w ramach którego prowadziłam lekcje na temat finansów w gimnazjach i liceach. Narzekamy, że wiedza Polaków z zakresu oszczędzania i inwestowania jest na bardzo niskim poziomie czego efektem są problemy z kredytami frankowymi czy afery typu Amber Gold, a przecież nietrudno to zmienić. Uczniowie byli niezwykle zainteresowani lekcjami i chłonęli wiedzę, którą im przekazywałam, a ja miałam niezmierną satysfakcję, że mogę się nią z nimi dzielić. Gdy widzę, że takie małe i niepozorne kroki mogą przynieść realny efekt to daje mi niesamowitą siłę do dalszego działania.
Ostatnio w Twoich działaniach dominują tematy prokobiece i kwestie równości płci. Skąd zainteresowanie taką tematyką?
Wybór kariery na rynkach finansowych oznaczał pracę w środowisku zdominowanych przez mężczyzn. Po studiach na SGH, gdzie wśród studentów nie było takiej dysproporcji, praca w bankowości inwestycyjnej to był duży dysonans. Im bardziej zagłębiałam się w tematykę inwestycyjną i im wyżej awansowałam, tym mniej kobiet było dookoła. W 2017 roku uzyskałam licencję doradcy inwestycyjnego i dziś z ciekawości spojrzałam, jak wyglądają statystki. Na 787 osób z tytułem doradcy jest zaledwie 48 kobiet. Nie dotyczy to tylko polskiego rynku. W 2019 roku Morningstar opublikował badanie, które pokazało, że w Wielkiej Brytanii jest więcej funduszy inwestycyjnych zarządzanych przez mężczyznę o imieniu David, niż przez kobietę. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak się dzieje. Przecież znam kobiety, które są tak samo dobrze wykształcone, mają równie wysokie ambicje i nie brak im kompetencji. Na to wszystko nałożyły się wydarzenia na polskiej scenie politycznej w 2020 roku, które wywołały masowe protesty uliczne w obronie podstawowych praw człowieka. Dookoła zaczęły powstawać organizacje szerzące edukację i uwrażliwiające na kwestie równości płci. Wtedy i ja poczułam potrzebę działania.
Oprócz działań prospołecznych, poświęcasz też czas na rozwój. Jednym z Twoich hobby jest gra na pianinie, nauka francuskiego oraz sport. Czy te zainteresowania towarzyszą Ci od dawna? Czy pomagają odreagować stresującą pracę?
Staram się utrzymywać zdrową równowagę pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym. Trading to praca na bardzo wysokich obrotach, której towarzyszy dużo stresu, więc pracuję nad tym, żeby po zamknięciu rynku potrafić się wyłączyć. Gra na pianinie okazała się zbawienna, bo idealnie czyści głowę i pozwala skupić się tylko na muzyce, a przy okazji udowodniła mi, że nigdy nie jest za późno, żeby zacząć rozwijać nowe pasje. Zasoby edukacyjne i naukowe są powszechnie dostępne i wszystko zależy od naszych chęci. Brakowało mi podstawowej edukacji muzycznej, więc znalazłam kurs online „Introduction to Classical Music” na amerykańskim Yale University i po semestrze miałam już dobrą bazę do nauki gry na pianinie. Sport też jest świetną odskocznią od pracy, a przy siedzącym trybie pracy wręcz koniecznością. Nie wyobrażam sobie życia bez ruchu, regularnie gram w kosza, jeżdżę na rolkach, biegam, ćwiczę pilates czy chodzę na siłownię.
Wspomniałaś już, iż pracujesz na rynku finansowym, jesteś traderką obligacji skarbowych i instrumentów pochodnych stopy procentowej. Na czym polega Twoja praca?
Moja praca polega na zarządzaniu ryzykiem stopy procentowej w banku. To ryzyko może wynikać z transakcji zawieranych z funduszami inwestycyjnymi, które kupują obligacje skarbowe do swojego portfela. Bank może również przejmować na siebie ryzyko stopy procentowej od klientów korporacyjnych, chcących zabezpieczyć koszt finansowania inwestycji lub chcących pozyskać kapitał do inwestycji na bardziej płynnych rynkach zagranicznych, a później przeswapować go na lokalną walutę. Możliwości jest bardzo wiele, a ja w związku z tym zwieram transakcje z podmiotami z całego świata od japońskich ubezpieczycieli, przez bank centralny Tajlandii czy amerykańskie fundusze hedgingowe, po międzynarodowe korporacje, prowadzące operacje również w Polsce. Rynek stopy procentowej jest rynkiem pozagiełdowym, więc moim zadaniem jest jego animacja i gotowość do wyceny każdego instrumentu, jakiego będzie potrzebował nasz klient.
Praca w dealing roomach banków dostępna jest tylko dla nielicznych. Kogo oprócz traderów i traderek można tam spotkać? Jakie są funkcje tych osób?
Tak naprawdę, wraz z postępem technologicznym skład dealing roomów systematycznie się kurczy. W ubiegłym wieku traderzy gromadzili się na parkiecie giełdowym i zawierali transakcje pomiędzy osobami fizycznie tam obecnymi. Teraz wszyscy siedzimy przyklejeni do swoich monitorów i rzadko kiedy widzimy drugą stronę transakcji. Oprócz traderów, w dealing roomie pracują jeszcze sprzedawcy zajmujący się obsługą klienta i przekazujący im ceny pochodzące od tradingu. Najczęściej dzielą się na sprzedawców do klientów instytucjonalnych, czyli innych banków, funduszy inwestycyjnych czy ubezpieczycieli oraz do klientów korporacyjnych, czyli dużych firm, które chcą pozbyć się ryzyka stopy procentowej czy ryzyka walutowego, bo nie na tym polega ich podstawowa działalność operacyjna. W dealing roomie można też usłyszeć zgiełk brokerów, płynący z głośników. Krzycząc podają kwotowania instrumentów finansowych i łączą interesy różnych graczy na rynku międzybankowym.
Czy praca na rynku finansowym jest przypisana ściśle do danego rynku czy kraju?
Traderzy z reguły przydzieleni są do konkretnych rynków czy walut. W przyszłym miesiącu zaczynam pracę w banku ING, gdzie będę zajmować się tradingiem obligacjami polskimi i czeskimi. Natomiast nie da się analizować polskiego rynku w oderwaniu od globalnych trendów. Światowe rynki finansowe są mocno skorelowane, dlatego trzeba być zorientowanym w działaniach amerykańskiego banku centralnego, śledzić poziom inflacji w strefie Euro czy obserwować aktywność gospodarczą w całym naszym regionie. Jest to szczególnie widoczne w czasach pandemii, gdy cały świat przechodzi przez kryzys spowodowany tymi samymi czynnikami i badając liczbę zachorowań w innych krajach czy reakcje innych rządów można było wyciągać wnioski również dla Polski.
Teraz pracujesz w Polsce, ale odbyłaś również praktyki w Bank of America Merrill Lynch – jednym z największych banków inwestycyjnych na świecie. Co z nich wyniosłaś? Jakie są różnice między pracą w Warszawie a w Londynie?
Charakter pracy był podobny do tego czym zajmuję się obecnie, ale wszystko było w większej skali; na trading florze było głośniej, było więcej produktów, większe transakcje i więcej klientów. Praca w amerykańskim banku inwestycyjnym na pewno dodała mi pewności siebie. Jeszcze na studiach myśląc o karierze na rynkach finansowych nie byłam pewna czy się nadaje, bo widziałam tam samych mężczyzn. Proces rekrutacji do Merrill Lynch był długi i wymagający, a na ostatnim etapie w kilkunastoosobowej grupie byłam jedyną kobietą. Kiedy to ja otrzymałam ofertę pracy, zrozumiałam, że w naszej branży mnóstwo jest stereotypowego myślenia, które i ja podświadomie powielałam. Wcale nie trzeba być agresywnym, zuchwałym i podejmującym ryzyka na każdym polu facetem, żeby być dobrym traderem!
Co Twoim zdaniem zmieniło się przez ostatnią dekadę na rynkach finansowych a co zmieni się przez następne 10 lat?
Wraz z postępem technologicznym rynki się automatyzują. Gdy pracowałam w Merrill Lynch, equity trading był umieszczony w wielkiej hali rozciągającej się na całe piętro i już wtedy największym zespołem był tam algorithmic trading, czyli automatyczne strategie tradingowe. Zdecydowana większość transakcji na rynkach giełdowych to dziś algorytmy. Kolejny ważny trend ostatniej dekady to przyrost regulacji, który nastąpił po kryzysie finansowym 2007-2009. Ustawodawcy na całym świecie uchwalili wiele aktów prawnych mających na celu zwiększenie bezpieczeństwa obrotu na rynkach finansowych, również tych pozagiełdowych. Regulacje spowodowały gruntowną przebudowę systemu finansowego w celu zwiększenia jego stabilności. Jeśli chodzi o przyszłość to dla mnie bardzo ważnym trendem w inwestowaniu jest włączenie kryteriów niefinansowych. Kiedyś na świat inwestycji patrzyło się dwuwymiarowo przez pryzmat zwrotu i ryzyka. Teraz inwestorzy zaczynają włączać do procesu decyzyjnego również kryteria środowiskowe, społeczne czy ładu korporacyjnego (ESG). Zewnętrzna presja zarówno regulatorów, jak i klientów wymusiła zwrot ku zrównoważonemu rozwojowi i uwzględnianiu go przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych.
Ola, cieszę się, iż uważasz ESG za ważny trend. Bardzo dziękuję Ci za ciekawą rozmowę, Twoją energię, zaangażowanie i wsparcie! To dopiero początek naszej drogi.